
Tak naprawdę najłatwiej mówi się o tym, co bywa nazywane „sh” od angielskiego self-harm (samoouszkodzenie), w anonimowej przestrzeni Internetu, na zamkniętych grupach na komunikatorach, na forach poświęconych depresji, zaburzeniom lękowym czy po prostu dorastaniu, które tak boli.
Tylko to sprawia, że czuję się dobrze. Nie umiem przestać siebie ranić – pisze na jednej z takich grup osoba podpisująca się nickiem „Marlena”.
Matka chce mnie zaprowadzić do psychologa. Mówi, że wstydzi się ze mną wychodzić, że to chore, że się tnę, a ja tylko wtedy czuję, że jest na chwilę lepiej – wtóruje jej „Mysza” na tym samym forum.
Chłopak ze mną zerwał. Dziś ponad 20 szwów – pisze inna osoba.
Administratorzy strony czujnie blokują zdjęcia. Brutalne, pełne krwi. Przedstawiające niezabliźnione jeszcze rany, żyletki, nożyki, inne przedmioty, które służą publikującym w tej przestrzeni nastolatkom do okaleczania swojego ciała. Ale wpisy zostają. Pełne bezsilności, rozpaczy, samotności. Po kilkanaście dziennie, często tych samych ludzi. Rzadko widać komentarze w stylu: Idź z tym na pogotowie. Najczęściej: Rozumiem, też tak mam. Dorośli w tej przestrzeni są nieobecni. Kiedy piszę, że jestem dziennikarką i przygotowuję artykuł o samookaleczeniach, kilka osób natychmiast kasuje wpisy.
Nigdy nie zgodzę się na rozmowę. Nikt nie wie, że to robię.
Ukrywam nacięcia. Nawet psycholog w szkole powiedziałam, że upadłam na kant stołu. Wiem, że nie uwierzyła, nie jest głupia, ale nie chcę jej się tłumaczyć. Sama nie wiem, dlaczego to robię – odpisują młodzi ludzie.
Przerażająca statystyka…
Z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że w ciągu ostatnich siedmiu lat wskaźnik samookaleczeń wśród polskiej młodzieży wzrósł o 130%. Okalecza się średnio 9 osób dziennie. A to i tak czubek góry lodowej, bo mowa o osobach, które przyznały się do problemu i próbowały szukać pomocy. Tych, którzy tną swoje ciało (przypalają, wyrywają sobie włosy lub w inny sposób się okaleczają) w ciszy, nigdy nikomu o tym nie mówiąc, może być nawet kilkunastokrotnie więcej. Podczas prywatnych rozmów z młodzieżą w I i II klasie szkoły średniej uczniowie i uczennice przyznają, że każdy z nich (!) zna kogoś, kto choć raz okaleczył swoje ciało. To przerażająca statystyka… Nic dziwnego, że dorośli nieustannie zadają sobie pytanie: Dlaczego młodzi ludzie sobie to robią?
Dlaczego?
Do samookaleczania dochodzi zazwyczaj w wyniku stresującej sytuacji, a sam akt autoagresji jest próbą rozładowania napięcia, emocji, frustracji. Cierpienie fizyczne ma być sposobem na złagodzenie bólu psychicznego. Jednak każdy przypadek samookaleczania się jest inny i może być spowodowany innymi przyczynami – czytamy na stronie warszawskiej poradni psychologicznej MindHealh. Na tej samej stronie znajdujemy informację, że zazwyczaj samookaleczanie się dotyczy nastolatków i młodych dorosłych, bowiem młodzi ludzie mają największy problem z opanowaniem emocji, często sprzecznych. Są zagubieni, dodatkowo odczuwają lęk przed nadchodzącą przyszłością, a presja rodziców czy otoczenia nie pomaga, a wręcz wymusza na nich zachowania, na które nie mają ochoty.
Sami nastolatkowie (godzą się na wypowiedź wyłącznie po wielokrotnym zapewnieniu z mojej strony, że nie wspomnę nazwy forum, na którym piszemy, nicku, nie mówiąc o szczegółach mogących umożliwić ich identyfikację) mówią, że po tym, jak już okaleczą swoje ciało, czują:
Ulgę. Wiem, że źle zrobiłam, trochę się boję, że pewnego dnia nie będę umiała zatamować krwawienia, że rana zrobi się za głęboka i będę musiała powiedzieć rodzicom, żeby pojechali ze mną do szpitala, ale w tym momencie o tym nie myślę. Liczy się tylko tu i teraz. Jak się potnę, napięcie ze mnie schodzi. (Dziewczyna, 16 lat)
Wstyd i żal do siebie. Przyrzekam sobie i swojemu chłopakowi, że nigdy tego już nie zrobię, a mimo to jestem słaba i dalej ulegam. Odliczam dni „wolne” od sh. Jak mam mało, to czuję się jeszcze gorzej niż wcześniej. (Dziewczyna, 15 lat)
Obrzydzenie. Uważam, że to, co robię jest nienormalne. Mama też mi to powtarza. Mówi, że brzydzi się mną, że powinnam być w psychiatryku. Czuję się najgorsza. (Dziewczyna, 16 lat)
Gdy pytam, czy usiłują prosić o pomoc, większość odpowiada zdecydowanie, że nie. Dlaczego?
Nie mam, do kogo się zwrócić. Moi rodzice pracują za granicą, wychowuje mnie babcia. Nie mam żadnej bliskiej osoby. (Dziewczyna, 16 lat)
Wstydzę się. Uważam, że to chore zachowanie. Boję się, że jakbym powiedziała rodzicom, co robię, to zamknęliby mnie w ośrodku dla trudnej młodzieży. (Dziewczyna, 16 lat)
Raz powiedziałem to na grupie klasowej. Wysłałem zdjęcia. Ludzie zareagowali tak, że napisali, że to głupie i potem mnie izolowali. Nigdy więcej tak się nie odsłoniłem. (Chłopak, 15 lat)
Wołanie o pomoc?
Specjaliści jednym głosem mówią, że samookaleczenia nie są zaburzeniem samym w sobie. Są próbą radzenia sobie ze współistniejącymi problemami psychicznymi: nerwicą, zaburzeniami lękowymi, poczuciem osamotnienia, napięciem, depresją i innymi, z którymi poradzić sobie można tylko poprzez psycho- , a czasami farmaktorepię.
Kiedy przychodzi do mnie uczeń albo uczennica i widzę ślady po samookaleczeniach albo młody człowiek sam o nich mówi, zawsze podkreślam, że samookaleczenie nie rozwiązuje żadnych problemów psychicznych – mówi Magdalena Nowakowska, pedagog szkolny z Warszawy. – Nawet jeśli młodej osobie wydaje się, że przynosi ulgę, to jest to ulga bardzo krótkotrwała. Blizny mogą pozostać na całe życie. Do tego samookaleczenie niesie ze sobą bezpośednie ryzyko dla zdrowia: może dojść do krwotoku, zakażenia rany itd. Dlatego tak ważne jest, żeby w przypadku samookaleczeń szukać fachowej pomocy: psychologa albo psychiatry i zająć się przyczyną uciekania w takie zachowania, a nie samym objawem.
Ratunku, co robić?!
Koleżanka wysłała mi zdjęcia tego, jak pocięła sobie ręce. Nie chcę tego zignorować, ale tak naprawdę jestem bezsilna. Przecież ja nie jestem lekarką… (Czytelniczka, 15 lat)
I bardzo dobrze, że nie próbujesz „leczyć” ani terapeutyzować koleżanki, bo nie masz do tego ani uprawnień, ani umiejętności. Najlepiej zrobisz, jeśli o problemie powiesz osobie dorosłej. Nie rób tego jednak bez uprzedzenia koleżanki. Z jakiegoś powodu ona właśnie tobie wysłała te zdjęcia. To znaczy, że ma do ciebie zaufanie i uważa cię za osobę, która może jej pomóc. Wysłanie dowodów na to, że ktoś się okalecza, to często wołanie o pomoc. Psychologowie mówią, że wprawdzie samookaleczenia nie są tożsame z próbą odebrania sobie życia (rany są zwykle bardzo powierzchowne i nie stanowią realnego zagrożenia dla zdrowia), to jednak (!) stanowią wyraz niezdrowej i niekonstruktywnej próby poradzenia sobie z trudnymi emocjami i to te emocje oraz sytuacja życiowa, w jakiej znajduje się osoba dokonująca samookaleczeń, mogą prowadzić nawet do samobójstwa jeśli problemy tej osoby nie zostaną zauważone i zaopiekowane.
Nie bagatelizuj problemów koleżanki. Nie mów: „To tylko drobne nacięcie, próbujesz zwrócić na siebie uwagę”. Taka postawa tylko pogłębi jej poczucie wyobcowania i izolacji społecznej.
Nie osądzaj. Nie mów: „Chyba robisz mi na złość, jak możesz w taki sposób kaleczyć sama siebie, takie rzeczy robią tylko nienormalni ludzie!”. Tego typu zdania, nawet jeśli wynikają z twoich autentycznych przekonań, w żaden sposób nie są pomocne.
Nie udawaj, że nic się nie dzieje. Niech zdjęcia ran (czy np. przypadkowo zauważone ślady po samookaleczeniach) nie będą między Wami tematem tabu. Zapytaj (delikatnie, spokojnie, w atmosferze szacunku i przyjaźni!): Widzę, że jest ci teraz trudno. Czy chcesz o tym ze mną porozmawiać? Nie dawaj rad i nie zakładaj z góry, że wiesz, co się dzieje. Nie wiesz. Nie siedzisz w głowie koleżanki. Jeśli chcesz odwołać się bezpośrednio do problemu, możesz powiedzieć: Co sprawia, że czujesz potrzebę samookaleczenia? Tak postawione pytanie może pomóc twojej koleżance się otworzyć.
Tego nie rób i nie mów!
* Mogę zobaczyć twoje sznyty? Taka próżna ciekawość świadczy o lekceważeniu problemu i może tylko sprawić, że osoba doświadczająca trudnych emocji poczuje się jeszcze bardziej niezrozumiana.
* To tylko powierzchowne nacięcia. Czemu służy to zdanie? Następnym razem ktoś ma się pociąć mocniej?
* Nie będę się z tobą dłużej przyjaźnić, jeśli z tym nie skończysz. Uważasz, że ona/on robi to, żeby zrobić tobie na złość? Nie. Ona/on robi to z poczucia bezsilności. Potrzebuje wsparcia, a nie osądu i szantażu.
Jesteś osobą, która się samookalecza?
- Przede wszystkim podejdź do siebie z miłością i wyrozumiałością. Nie robisz tego przecież, żeby się popisywać czy zyskać atencję. To wyraz tego, że nie umiesz sobie inaczej poradzić z napięciem czy sytuacjami, które cię przerastają.
- Kiedy następnym razem poczujesz chęć przecięcia skóry, zadaj sobie pytanie, czemu chcesz to zrobić, jaka sytuacja buduje w tobie takie napięcie. Jeśli to możliwe, zmień otoczenie. Wyjdź z domu, zadzwoń do kogoś, zajmij się czymś innym. Możesz też pozwolić sobie na płacz, który bywa terapeutyczny. Jeśli nadal czujesz potrzebę samookaleczenia, umyj część ciała, którą chcesz uszkodzić. Pozwoli ci to dostarczyć skórze bodźców dotykowych bez robienia sobie fizycznej krzywdy.
- Wyrzuć na papier myśli, które ci towarzyszą, a jeśli masz zaufaną osobę, wygadaj się jej. Wyładuj emocje w konstruktywny sposób. Pognieć papier, krzycz, wrzeszcz, potup, potańcz… Odczekaj 20 minut i po tym czasie postaraj się nazwać swoje uczucia.
- Psychologowie mówią, że samookaleczenia często wynikają z frustracji, której przyczyną jest niemożność kontrolowania otoczenia. Odpuść tę kontrolę. Przyjmij, że nie na wszystko masz wpływ.
- Spróbuj znaleźć w swoim otoczeniu dorosłą osobę, która może stanowić wsparcie: rodzica, psychologa w szkole, wychowawcę, rodzica koleżanki, babcię lub dziadka, i opowiedz jej o tym, co przeżywasz.
Lilka Poncyliusz-Guranowska
fot. Billion Photos/Shutterstock.com