Donata Pryk: Opowiedz, jakie były początki Twojej pasji.

Igor Leszczyński: Gdy miałem 3 lata, moi rodzice zapisali mnie na ćwiczenia mające na celu utrzymanie się na wodzie, później rozpocząłem naukę pływania. Oczywiście w tak młodym wieku nie należałem do klubu, pływania uczył mnie tata, który zaraził mnie pasją i chęcią do tego właśnie sportu. Gdy osiągnąłem już wymagany poziom, zakwalifikowałem się do UKS Sparta Grodzisk Mazowiecki, gdzie kontynuowałem pływanie, wyrabiając formę i pierwsze nawyki przydające się na zawodach, jak skok ze słupka czy dobry nawrót. Przechodząc już do wyższych grup, niekiedy nawet rocznikowo starszych ode mnie, miałem szansę po prostu się doskonalić. Chciałem być tak dobry jak moi koledzy. Około trzy lata temu podjąłem dość trudną decyzję o zmianie grupy. Był środek sezonu, u mnie zmienił się trener oraz harmonogram. Z biegiem czasu uświadomiłem sobie, że była to świetna decyzja dla mnie samego, ale i dla rozwoju moich umiejętności. Był okres, gdy pływałem w grupie z siostrą i bliskim mi sąsiadem, teraz trenuję o kilka poziomów wyżej niż oni – nie mówię tego, bo mam wysokie ego, tylko po to, by pokazać słuszność mojej decyzji, która wtedy była trudna, ale okazała się dojrzała. Teraz już zadomowiłem się w nowej grupie, a moim ulubionym stylem jest delfin lub motylek – jak kto woli. Przyjemnie też pływa się kraulem, ale nienawidzę żaby.

Już wiem, że tata uczył cię pływać, a co z mamą i rodzeństwem?

Pływanie to taki „rodzinny sport”, który uprawiają też moje dwie siostry. Mama wprawdzie nie trenuje wyczynowo, ale lubi pływać z nami w morzu, w jeziorach, a przecież w wodzie można też się bawić, grać w siatkówkę, dlatego fajnie, że mamy przyjemny dla wszystkich sposób na spędzanie wolnego czasu. Całkiem niedawno poznaliśmy smak telewizji, gdzie w programie o pasjach opowiadaliśmy o naszym wspólnym hobby.

Świetnie, jesteście już sławni. Podejrzewam, że osiaganie takich wyników jak Twoje wymaga dużo pracy.

Pływanie, jak zresztą każdy sport, wymaga treningu. Profesjonalni pływacy trenują aż trzy razy dziennie. Ja trenuję cztery razy tygodniowo, chociaż śmiało mogę mówić, że trzy, ponieważ jeden trening to basen szkolny, na którym nie uczymy się niczego specjalnego. W mojej grupie wyczynowej pływamy 45 minut, jest nas średnio 10 osób na treningu, oczywiście czasem więcej, a czasem mniej. Na treningach jest bardzo miła i przyjemna atmosfera. Jesteśmy dojrzałą i dobrą grupą, nie ma u nas chaosu na torze. Jak ktoś chce płynąć przed kimś, to się pyta, a nie jak w młodszych grupach, gdzie każdy się wpycha przed siebie, jakby to były zawody, a przecież nie są.

Więcej o Igorze przeczytacie w „Victorze” nr 8. 

fot. archiwum prywatne